Choć lenistwo i 12 szwów założonych przez dentystę nieco osłabiły mój blogowy zapał - wygrała chęć kontaktu z Wami :). Dzisiaj krótka relacja z przemiłego spotkania Beauty by Bloggers Paul Mitchell, które odbyło się 13 maja w Sound Garden Hotel w Warszawie. 


Było to (podobno) pierwsze spotkanie bloggerskie o typowo warsztatowym charakterze. Nie mogę powiedzieć, czy faktycznie tak jest, bo raczej rzadko bywam na tego typu imprezach. W normalnym świecie krążą już o nich legendy.  Słyszałam, że bloggerki pchają się na nie drzwiami i oknami żeby nachapać się darmowych kosmetyków :). Warsztaty pokazały mi jednak ich zupełnie inne oblicze. Wesołych dziewczyn (i jednego chłopaka), których cieszyła możliwość spotkania się i nauczenia czegoś nowego. Nie zauważyłam aby któraś z nich wynosiła w kieszeniach kapsułki do ekspresu albo pilniczki za pończochą. No dobra, ale oprócz fajnych lasek (w większości mogących być moimi córkami) ważne tam było zdobycie wiedzy. Pierwszy plus - uroczy prowadzący i organizatorzy. Wielkie brawa - każdy czuł się mile widziany a czas mijał w niemal rodzinnej atmosferze. Szczególne ukłony dla organizatorki Ani, autorki bloga KOLOROWY KRAJ .


Warsztaty rozpoczęła firma CHIODO PRO ze swoimi lakierami hybrydowymi (i całym osprzętem). Na początku kręciłam nosem, no bo nie dość, że robiłam sobie zawsze żele, to jeszcze od miesiąca leczę paznokcie po ich zdjęciu. Nie grozi mi robienie hybryd to po co mam się uczyć? Chcąc nie chcąc zaczęłam się bawić w zdobienie paznokci (pierwszy raz) i wkładać sztuczne pazury pod lampę (również pierwszy raz w życiu) i nawet mi się spodobało! Mistrzem raczej w tym nie będę ale palma przypominała palmę... a ja zaczęłam żałować, że kiedyś oddałam lampę którą dostałam w  prezencie. To nie jest takie trudne! Efektem warsztatów jest postanowienie, że jak tylko odrosną mi zdrowe pazurki nauczę się robić sobie hybrydy. Schowałam otrzymane lakiery w bezpiecznym miejscu gdzie poczekają na moje pierwsze manicurowe kroki. Tak, tak, pokażę Wam nawet jak będą to żałosne próby, w końcu każdy kiedyś zaczynał!


Kolejny blok dotyczył makijażu. Tutaj urodowe triki prezentowała marka PAESE. Jako, że maluję się naprawdę oszczędnie, nie wszystko co proponowały miłe panie trafiało w mój gust. Największy problem miałam z odcieniami. Wszystkie makijaże szły w kierunku brązów, burgundów itd co moim zdaniem postarza i nadaje często zdzirowaty wygląd (szczególnie przy wyrazistej urodzie). Na szczęście w prezencie otrzymałam kolory, którymi będę mogła trochę poeksperymentować. 


Zaskoczeniem była dla mnie kredka do ust, która wyglądała na bardzo ciemną. Przyznam, że spisałam ją na straty ale przed oddaniem wypróbowałam.... no i została już w mojej kosmetyczce. Wspaniale dopasowała się do moich warg i wcale nie wyglądałam jak swoja starsza siostra :). I tu też mogę powiedzieć, że warsztaty wprowadziły nowość w moje kosmetyczne życie. Zaczęłam eksperymentować z malowaniem ust! To duży krok bo nigdy ich nie malowałam :). Lepiej późno niż wcale!


Trzecie warsztat choć nie były dla mnie (z racji krótkich włosów), były jednak zdecydowanie najbardziej wesołe, hałaśliwe i szalone. Patronowały im kosmetyki PAUL MITCHEL w rękach jedynego w swoim rodzaju Łukasza Urbańskiego z asystentem. Panowie pokazywali jak szybko upiąć włosy zachowując naturalny "niedbały efekt". Moje włosy na warkocze się nie nadają ale to co mnie zachwyciło to ilość stosowanych produktów. Jako, że sama zwiększam zasięg dziury ozonowej używając litrów lakieru, cieszę się, że jest ktoś kto robiąc to profesjonalnie.... zużywa go sto razy więcej! I wcale nie chodzi u o to, żeby wyprodukować nieruchomy kask, ale aby usztywnić włos i nadać mu grubości co umożliwi ułożenie fryzury i umocnienie upięcia (włoski nie wymykają się tak łatwo). To działa! Odkryłam to sama i ucieszyłam się, że nie jest to taki głupi pomysł za jaki uważa go mój Łukasz. Tak, to on codziennie odstawia szopkę krztusząc się w łazience.... (po cholerę tak wchodzi akurat wtedy gdy układam włosy????).


Podczas warsztatów dzieliłam stół z uroczą Zuzią z  TESTACJa na ploteczki podczas przerw wybierałyśmy się z Olą  z NATBLUE. Dziewczyny, to była wielka przyjemność! Pięć godzin minęło nie wiadomo kiedy i chociaż Warszawa zaskoczyła nas  gwałtowną zmianą pogody, to nic nie mogło nam zepsuć tego dnia humoru. Mam nadzieję, że spotkania te będą cykliczne. Niebawem z pewnością pokaże wam kilka produktów, które otrzymałam podczas warsztatów. Naprawdę jest co pokazywać I wiecie co? Chyba przekonałam się do takich imprez :)


21 komentarzy:

  1. Bardzo interesujące warsztaty i relacja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. fajne warsztaty :) no i moja ulubiona firma od lakierów hybrydowych - Chiodo. Może kiedyś sama wezmę udział w takich warsztatach, póki co podziwiam zdobienia - palemki bardzo fajne, lepsze od moich "dzieł" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha dziękuję. Nie znam tej marki, ale z tego co mówisz warto :)

      Usuń
  3. Świetne są takie warsztaty :) Można zawsze czegoś ciekawego się dowiedzieć, coś podpatrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No powiem szczerze że sporo się dowiedziałam :)

      Usuń
  4. Super event :D Zawsze poznaje sie nowe trendy

    OdpowiedzUsuń
  5. To była niesamowita niedziela ☺️

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj takie spotkania są mega! :) Musimy się na jakieś wybrać koniecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale to musiało być ciekawe spotkanie! Zapraszam również do siebie: Zdrowo i Prawidłowo

    OdpowiedzUsuń
  8. TO BYŁ MEGA FAJNY EVENT OBY JAK NAJWIECEJ TAKICH :)

    OdpowiedzUsuń
  9. widzę że czas dobrze spędzony pod każdym względem:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękne zdjęcia i mam nadzieję że warto było tam iść.
    Czekam na kolejny post :)

    OdpowiedzUsuń