Lady Wawa

Strony

  • Strona główna
  • Kontakt
  • Uroda
  • Moda
  • Rodzina

4/21/2018

Lubię naturalność więc zrobiłam botox i lifting :)

Jakie macie skojarzenia ze słowami lifting i botox? Zapewne, podobnie jak ja widzicie naciągnięte celebrytki i nieruchome czoło Nicole Kidman ;) Okazuje się jednak, że pod tymi nazwami może się czaić zabieg, który sprawi, że będziecie wyglądały pięknie.... i  całkiem naturalnie. Jak to możliwe?  Odkryłam własnie , że z rzęsami można zrobić więcej niż się spodziewałam!


Do tej pory kilkakrotnie poddawałam się zabiegowi zagęszczania i przedłużania rzęs. Skutek był różny. Kiedyś trafiłam nawet na specjalistkę, która przykleiła mi sztuczne włoski bezpośrednio do powieki... Kilka razy efekt był super, ale... No własnie, zawsze pozostawało to cholerne "ale". Włoski wypadały w różnym tempie i czasami wyglądałam jak wyskubana kura, nie zawsze efekt był naturalny, trzeba było pilnować uzupełniania, pilnować żeby nie trzeć oczu (co rano było dla mnie wyzwaniem), lepiej było ich nie tuszować bo trudno zachować właściwą higienę. itd. Dlatego zazwyczaj po 2-3 miesiącach odpuszczałam sobie kolejne zabiegi, często przez kolejne 2 liżąc rany w postaci krótkich, marnych rzęsek. Oczywiście odrastały, ale niechęć na jakiś czas pozostawała ;). Wielu moim koleżankom to nie przeszkadza, ale ja jestem wygodnicka i leniwa - nie chce mi się o tym ciągle myśleć :). Szczególnie np. na wakacjach. Takim jak ja, kobietom, które marzą o tym aby wyglądać ładnie ale bez wysiłku wychodzi naprzeciw salon Natural Lashes.



Po przyjściu poczęstowano mnie herbatką i wyjaśniono na czym polega zabieg i ile będzie trwał (około 1 do 1,5 godziny w zależności od tego jakie mamy rzęsy). Potem wystarczy położyć się wygodnie i zapaść w sen...lub zagadać na śmierć panią wykonująca zabieg (to ja !).


Pozornie nie wydarzyło się nic specjalnego, pod oczami przyklejono mi płatki i czułam, że rzęsy są podwijane do góry. Nie odczuwałam żadnego dyskomfortu, nic nie bolało i nie ciągnęło. Raz, podczas nakładania jednego z preparatów poczułam minimalne pieczenie (zostałam o tym uprzedzona) ale nie był to żaden problem i nie wpłynął na mój komfort. Czas mijał miło i bardzo szybko!


Co zostało zrobione i po co :

1. Lifting rzęs - czyli profesjonalne podkręcenie rzęs ku górze
2. Laminowanie rzęs - podobnie jak lifting unosi włoski ale dodatkowo bardzo dogłębnie je odżywia i regeneruje
3. Botoks rzęs - brzmi groźnie, ale to tylko nałożenie preparatu odżywczego na bazie m.in. olejku macadamia, jojoba i jedwabiu. Stosowany jest też jako zabieg uzupełniając np. po koloryzacji rzęs bo zatrzymuje pigment w środku struktury rzęsy. To dla nie było szczególnie ważne bo ostatni z zabiegów to właśnie...
4. Farbowanie rzęs - tu ciekawostka. Myślałam, że rzęsy można przyciemnić jedynie henną, ale nie! Istnieją preparaty przypominające działaniem farby do włosów. Nakładamy, rzęsy stają się czarne jak smoła i lśniące..ale pigment się nie wypłukuje jak przy hennie. Teoretycznie, możemy mieć na rzęsach odrosty!
      

Kiedy, po zakończonym zabiegu dostałam lusterko... oniemiałam! Koleżanka robiła kiedyś sam lifting i efekt był taki sobie, żadne tam wielkie wow.  A tutaj ogromna różnica! Rzęsy idealnie czarne, wywinięte, dłuższe i nadal elastyczne. Nie mam się do czego przyczepić! Z resztą same zobaczcie.



Na moim IG możecie zobaczyć nawet krótki filmik na zbliżeniu - ZAPRASZAM do zerknięcia. Będzie mi miło, jeśli zostaniecie na nim dłużej ;).

Przez 24 godziny po zabiegu nie wolno moczyć oczu. Tak więc jeśli się na niego zdecydujecie to odpada basen, sauna, łzawe dramaty w kinie a najlepiej nawet intensywny prysznic. Potem możecie już wszystko - tuszować (tylko po co?) zmywać, czesać, miziać, zachwycać się, chwalić koleżankom ;). Wstajecie rano i od razu "macie oko", idziecie na plaże i jest pięknie, na basen i można podrywać ratownika, można też bezkarne wskoczyć na randce do fontanny ;). 



Uwielbiam to.. Jest naturalnie, wszyscy myślą, że mam wytuszowane rzęsy i gdy wychodzę bez makijażu sąsiad nie pyta czy się źle czuję ;) Efekt powinien utrzymać się od 6 do 8 tygodni. Jeśli za miesiąc nadal będzie widoczny na pewno powtórzę zabieg. Koszt całościowy metamorfozy moich rzęs to 200 zł. Dla jednych to dużo, dla innych akurat. Jeśli inwestujemy w dobre rzęsy doklejane w salonie - koszt jest podobny (a bywa i wyższy). Tutaj na 2 miesiące zapominam o wszystkim... Jeśli zdecyduję się zaprzestać zabiegów - nadal będę wyglądała normalnie, bo rzęsy powoli wypadają w naturalnym cyklu. Nie ma szoku, który przeżywałam zawsze gdy straciłam wszystkie doczepiane włoski :). Poz tym - szczerze mówiąc bardzo sobie cenię naturalny wygląd. A że zrobiłam mały tuning to już nie każdy musi wiedzieć ...

Grafiki użyte w poście pochodzą ze strony salonu Mam nadzieję, że się na mnie nie pogniewają, skoro tak dobrze o nich piszę.
Czytaj więcej »
on 4/21/2018 46
Podziel się!
Etykiety:
uroda
Nowsze posty
Starsze posty

4/11/2018

Dawno, dawno temu w Szwajcarii - czyli smakowity romans zegarków i czekolady.

Dawno, dawno temu w malowniczej Szwajcarii gorące uczucie połączyło dwie osoby z wydawałoby się pełnie odmiennych światów. Śliczną córkę producenta słodkich łakoci i prawdziwego szwajcarskiego...zegarmistrza. Tak podobno było i ... bardzo słodko się skończyło. Ja romansów nie lubię, więc przeskoczę do faktów. Mamy rok 1826,  Jacques Foulquier otwiera ręczną produkcję czekolady. Musicie wiedzieć, że kiedyś czekolada była prawdziwym rarytasem. Był czas, że sprzedawano ją w ... aptekach! Była towarem luksusowym, kupowanym dla wzmocnienia organizmu. Jacques zaczął rodzinny interes ale to właśnie dopiero jego zięć Jean-Samuel Favarger  uczynił markę jedną z najsłynniejszych po dziś dzień manufaktur czekolady.

źródło: https://www.myswitzerland.com/pl/favarger-chocolate.html
No dobra, jakaś tam szwajcarska manufaktura - o co właściwie tyle szumu? Ano po pierwsze ja kocham czekoladę (choć z racji rosnącego tyłka nie jem jej tyle ile bym chciała), po drugie z powodu sędziwego wieku co raz częściej zerkam na skład a po trzecie uwielbiam rodzinne firmy z tradycjami. Tutaj mamy wszytko w jednym. Czekolady Favarger to prawdziwy skarb od niedawna dostępny na Polskim runku. Nie jest łatwo na nią trafić, bo dystrybucja jest ograniczona ale warto odrobinę się wysilić. Dlaczego? To jedna z niewielu naprawdę rodzinnych firm. Aż trudno uwierzyć ale mimo, że minęło już prawie 200 lat potomkowie Jeana-Samuela Favarger nadal pielęgnują stare tradycje i co ważne, nie tracą nad firmą kontroli. W dzisiejszych, korporacyjnych czasach uważam to za wspaniały wynik. Wiecie, że w Genewie butik marki nadal znajduje się w tym samym miejscu co na początku? Piękna historia. Sama jednak historia i tradycja nie wystarczy. Co jest zatem w tej czekoladzie?
plakat, 1900r. Museum of Design Zurich
To co dla większości z Was zapewne najważniejsze - 100% produkcji  odbywa się tylko i wyłącznie z wyselekcjonowanych naturalnych składników. Wyselekcjonowanych, to znaczy jakich? Tutaj mamy  same konkrety. Do produkcji używane są:  masło kakaowe, bez żadnych innych tłuszczy roślinnych (żegnaj wstrętny oleju palmowy!), najlepszy gatunek wanilii Burbon z Madagaskaru (ma bardzo delikatny, kwiatowy aromat z delikatną nutą kakao), orzechy laskowe z kultowego Piermontu (wiecie, że uprawy tych orzechów nagminnie padają łupem złodziei - tak bardzo są cenione!) oraz migdały z najlepszych plantacji w Walencji (hiszpańskie owoce migdałowca posiadają bardzo intensywny i słodki smak, są też bardzo oleiste i wilgotne.). Wielu rzeczy jednak w tej czekoladzie nie znajdziemy. W produktach Faverger na próżno szukać: oleju palmowego, lecytyny sojowej, konserwantów i sztucznych barwników, GMO i syropów słodzących.


No i super - tradycyjna, szlachetna i zdrowa. Ale czy smaczna? Miałam okazję spróbować kilku rodzajów. Niektóre są dla mnie zbyt wytrawne. Wiem, że to brzmi śmiesznie ale ja, dziecko wychowane w PRL na wyrobach czekoladopodobnych nigdy nie przekonam się do ciemnych czekolad :) Zdecydowanie wolę mleczną i żadna Chodakowska ani Lewandowska mnie nie przekona. A do gorzkiej pałam wręcz nienawiścią.  Dlatego kupiłam największą, bo kilogramową mega tablicę czekolady gdzie zwartość masy kakaowej wynosiła 36% (była też 66%). Dlaczego taka wielka? Bo to czekolada z przeznaczeniem do... pieczenia. Ale dla mnie czekolada to czekolada :). Ta do gotowania ma większą zawartość masła kakaowego (42%) co teoretyczne sprawia, że jest ona bardziej ekskluzywna niż taka zwykła. Czułam się jak dziecko. Precz z dietami, są święta, mam ogromną tabliczkę czekolady i nikt mi jej ie zabierze :).


Piękne, klasyczne opakowanie w stylu retro. Aż szkoda otwierać. Blok czekoladowy jest zawinięty w specjalny papier i również papierową obwolutę. Kryje ona gruby blat czekoladowy podzielony na 10 kostek po 100g. Co ja mówię - to są małe czekolady a nie kostki! Krojenie tego cukierniczego dzieła sztuki było prawdziwym wyzwaniem :).
                   



Czekolada jest pyszna - taka jak lubię. Oczywiście słodka, bo jaka ma być :)? To co mi się w niej podoba szczególnie to to jak rozpływa się w ustach. Nie zostawia takiego gęstego, lepkiego osadu, który zostaje często po zwykłej czekoladzie. Nie wiem co jest tego powodem, ale podoba mi się. Nie czuję potrzeby natychmiastowego popicia :). Moim zdaniem jest też mniej słodka  niż zwykłe czekolady (ale ja jestem absolutnym słodyczożercą, więc mogę mieć upośledzone kubki smakowe). 


Co ciekawe mimo to nie ma się potrzeby zeżarcia od razu całej tabliczki (w tym przypadku naprawdę chciałabym o zobaczyć!). Bierzemy kawałek, kosztujemy i wystarczy. W moim przypadku to dość dziwne bo np. czekoladę z orzechami wciągam na raz :). Być może podświadomie wpływa też na mnie cena ;) . No nie oszukujmy się - nie jest to tania przyjemność. Kilogramowy blok to 129 zł. Teraz wiele z was łapie się za głowę.... OK, ale przeliczcie to sobie na gramy i porównajcie np. z cenami czekolad Lindt. Nagle okazuje się, że nie ma tragedii. Poza tym to jest czekolada na długo. Można nią obdzielić pół rodziny i jeść tygodniami. Nic złego się z nią nie stanie (pod warunkiem, że przechowamy ją właściwie). W moim przypadku stała się małym rytuałem, który wygrał z atakami obżarstwa.


 Jeśli nie chcemy kupować aż tak wielkiej czekolady, możemy też sięgnąć po klasyczne tabliczki lub czekoladę do picia TUTAJ, absolutnie cudowne, stylowe praliny (idealne na prezent), TUTAJ lub boskie czekolady do smarowania TUTAJ. To są produkty naprawdę wyjątkowe - na specjalne okazje. Idealne na prezent, na randkę z miłośniczką słodyczy czy jako deser po uroczystym obiedzie. Polecam Wam serdecznie, warto czasami zanurzyć się w tradycji, klasyce i pięknej historii. A jeśli będziecie kiedyś w Genewie, koniecznie musicie odwiedzić ich najstarszy sklepik.


A i uprzedzając wszelkie podejrzenia - nie jest to post sponsorowany :). Przed świętami byliśmy rodzinnie na wyplataniu koszyków w Hali Gwardii. Franek wyplatał a my przy stoisku nieopodal jak zaczarowani słuchaliśmy opowieści Pana Krzysztofa z SSC Distribiution o historii i produkcji czekolad Faverger. Tak bardzo nas oczarował swoją pasją i wiedzą, że tydzień później kupiliśmy własny egzemplarz. Jeśli jesteście z Warszawy, to polecam wizytę w Herbaciarni w Hali Gwardii  (w weekendy) można tam miło spędzić czas i kupić swoją tabliczkę czekolady.


Czytaj więcej »
on 4/11/2018 36
Podziel się!
Etykiety:
dom i rodzina
Nowsze posty
Starsze posty

4/02/2018

Jestem matką z piekła rodem a moje dziecko nie pójdzie do nieba.

Kiedyś prowadziłam blog parentingowy. Mały był i niepozorny. Popełniłam trochę wpisów i w sumie ograniczyłam się do FB, gdzie w formie zdjęć prowadziłam pamiętnik naszych rodzicielskich przygód.  Jako, że blog dogorywa - pomogę mu w odejściu ;) Najpierw jednak posty, które mają dla mnie znaczenie i nadal mnie gdzieś tam "ruszają" przekopuję tutaj, do zakładki DOM I RODZINA aby przetrwały dla potomnych :).


Na fali ostatnich społeczno-politycznych tarć z klerem w tle, opowiem Wam o moich przemyśleniach.  Wszytko zaczęło się od krótkiej rozmowy w szatni klubu fitness..... Dyskusja była o prezentach dla dzieci z okazji komunii. Jakoś tak od słowa do słowa wyjawiłam nieopatrznie, że mojemu dziecku komunia "nie grozi", albowiem nawet chrzczone nawet nie jest. No i się zaczęło! Dwie panie starsze ode mnie może z 4-5 lat zaatakowały mnie niczym gepard rannego jelonka.


Dla porządku powiem, że szanuję osoby wyznające i żyjące zgodnie z jakąkolwiek wiarą. Wśród moich znajomych znajdują się przedstawiciele praktycznie wszystkich najbardziej znanych religii i jakoś sobie żyjemy w zgodzie i na głowę sobie nie wchodzimy. Warunek - nikt nikogo nie nawraca i nie ocenia. Ja sama nie uważam się za ateistkę a z niesprecyzowaną istotą wyższą ucinam sobie czasem dość ożywione dyskusje. Niestety do kościoła katolickiego mi nie po drodze. Nie znaczy to, że mam "coś" do prawdziwych katolików - miłość i uczciwe życie w poszanowaniu bliźniego jest zawsze w cenie. Nie akceptuję jedynie zakłamania, pazerności obłudy kościoła jako instytucji. To tak na marginesie. Wróćmy do uroczych pań w szatni...


Nie odpuszczały. Gdyby miały do mnie pretensje natury religijnej (że moje dziecko nie będzie zbawione czy takie tam) to bym to uszanowała. W końcu w zgodnie z ich wiarą robię coś niewłaściwego. Osobiście uważam jednak, że tak niewinne stworzenia jak dzieci dostąpią potencjalnego zbawienia bez względu na braki w dokumentach kościelnych. Atak trwał. Panie uznały, że jestem złą matką (tak, złą i egoistyczną !) ponieważ.....w szkole dzieci będą mojego synka wytykać palcami! Bo jak to wygląda w kraju katolickim! Bo będzie mu przykro jak inne dzieci będą dostawały prezenty na komunię! Bo powinno się mieć chrzest. 

rysunek projektu  magdakufelprojects, znaleziony w sieci
Zagotowało się we mnie. To taka ma być ta wiara? Na pokaz i dla profitów? Co za zakłamanie! To ja mam chrzcić dziecko wbrew własnym przekonaniom - bo tak wypada? Bo tak trzeba (ale nie do końca wiadomo właściwe dlaczego). Podobno mój syn będzie w szkole odrzucony i będą go wyśmiewać, że jest "kociej wiary" (najwyraźniej nie do końca wiedziały co to znaczy) a ja to zły, bardzo zły człowiek. Tylko dlatego.


Jestem z natury niebywale spokojna, więc słodziutkim głosem powiedziałam miłym paniom, gdzie mam ich opinię oraz że dla mnie najważniejsze jest aby być dobrym i uczciwym człowiekiem, a jak widać liczne sakramenty tego nie gwarantują. I wyszłam. Temat nie dawał mi spokoju. Zaczęłam pytać znajomych jak to u nich jest i ręce mi trochę opadły. Większość znajomych ochrzciła dzieci - bo tak wypada, bo taka tradycja, bo czemu nie, bo rodzina nalegała. Kiedy pytałam o jakieś elementy religijne (np. co to za święto to Boże Ciało) to większość nie miała zielonego pojęcia, nie mówiąc o tym co można przeczytać w Biblii (osobiście uważam Biblię za bardzo ciekawą pozycję i sama przeczytałam ją w całości w 2 rożnych przekładach - serio!).  Polska to kraj katolicki - niestety najwyraźniej tylko statystycznie. Smutne to. 


Franek nie chodził na religię w przedszkolu (ku przerażeniu pani dyrektor). Wszyscy mówili, że źle to zniesie bo będzie zostawał w sali a inne dzieci będą miały zajęcia, że nastąpi wykluczenie, będzie smutek, będzie odstawał od reszty itd. No coś nie wyszło, bo mój synek był zachwycony - miał wszystkie zabawki dla siebie! W całym przedszkolu tylko on i jeszcze jedno dziecko nie chodzili na religię - raj na ziemi. W szkole chodzi na etykę. Tutaj więcej dzieci nie chodzi na religię -  ma  kolegę z Egiptu, nieco kłótliwą dziewczynkę z Jordanii i śliczną pół krwi japonkę. Prawdziwy tygiel kulturowy :). To szkoła państwowa. Różnic wiele, problem z brakiem akceptacji  jak na razie nie istnieje. Da się?



Nie chcę mojego dziecka od małego pakować w jakieś ustalone ramy tylko dlatego bo tak wypada. Mam do tego prawo!  Chciałabym żeby wybrał świadomie, w zgodzie ze swoim sercem. Poza tym skoro sama nie chodzę do kościoła - byłaby to czysta obłuda. Staram się opowiadać mu co to jest religia i dlaczego jedni chodzą do kościoła, inni do meczetu a jeszcze inni nigdzie nie chodzą. Próbuję mu wytłumaczyć że wiara uczy (a przynajmniej powinna) dobrych rzeczy ale można też być dobrym nie chodząc do kościoła i nie jest to gorsze. Przekazuję mu tradycję, np specjalnie dla babci, dla której jest to ważne - nosi święconkę do kościoła. Nie uczestniczy w kościelnych obchodach, ale uczestniczy w elemencie tradycji rodzinnej. Nie uważam tego za obłudę.


Często pytam czy nie chciałby jednak zobaczyć, pójść na zajęcia czy do kościoła. Na razie odmawia, ale jeśli kiedyś zapragnie stać się jego częścią - nie będę miała nic przeciwko. Najważniejsze to dać innym ludziom prawo do odmienności, do innych poglądów i zdania. Nie narzucanie im na siłę naszego światopoglądu. Nawet jeśli wydaje się nam, że jest jedynym słusznym.      A ja? Może i nie nie jestem matką idealną, ale najgorszą też nie. A już na pewno nie z tego powodu :).


Czytaj więcej »
on 4/02/2018 63
Podziel się!
Etykiety:
dom i rodzina
Nowsze posty
Starsze posty
Nowsze posty Starsze posty Strona główna
Subskrybuj: Posty (Atom)

Moje Social Media


O mnie

To ja, Marta. Babeczka 40+, mama Franka i najgorsza pani domu na świecie. Gdy nie zbawiam świata - badam czy kosmetyki spełniają obietnice i jak zabiegi oszukują naturę. Piszę dla przyjemności i aby ułatwić Wam wybór. Fajnie, że jesteście. KONTAKT: ladywawablog@gmail.com

Archive

  • ►  2020 (2)
    • ►  cze 2020 (1)
    • ►  mar 2020 (1)
  • ►  2019 (7)
    • ►  lis 2019 (1)
    • ►  wrz 2019 (1)
    • ►  lip 2019 (1)
    • ►  mar 2019 (1)
    • ►  lut 2019 (1)
    • ►  sty 2019 (2)
  • ▼  2018 (11)
    • ►  wrz 2018 (1)
    • ►  sie 2018 (1)
    • ►  lip 2018 (1)
    • ►  cze 2018 (1)
    • ►  maj 2018 (3)
    • ▼  kwi 2018 (3)
      • Lubię naturalność więc zrobiłam botox i lifting :)
      • Dawno, dawno temu w Szwajcarii - czyli smakowity r...
      • Jestem matką z piekła rodem a moje dziecko nie pój...
    • ►  mar 2018 (1)
  • ►  2017 (16)
    • ►  lip 2017 (1)
    • ►  cze 2017 (2)
    • ►  maj 2017 (1)
    • ►  kwi 2017 (3)
    • ►  mar 2017 (3)
    • ►  lut 2017 (2)
    • ►  sty 2017 (4)
  • ►  2016 (17)
    • ►  gru 2016 (2)
    • ►  paź 2016 (1)
    • ►  wrz 2016 (2)
    • ►  sie 2016 (1)
    • ►  lip 2016 (2)
    • ►  cze 2016 (1)
    • ►  maj 2016 (2)
    • ►  kwi 2016 (3)
    • ►  lut 2016 (2)
    • ►  sty 2016 (1)
  • ►  2015 (22)
    • ►  gru 2015 (2)
    • ►  lis 2015 (2)
    • ►  paź 2015 (2)
    • ►  wrz 2015 (3)
    • ►  lip 2015 (2)
    • ►  cze 2015 (1)
    • ►  maj 2015 (2)
    • ►  kwi 2015 (2)
    • ►  mar 2015 (1)
    • ►  lut 2015 (3)
    • ►  sty 2015 (2)
  • ►  2014 (37)
    • ►  gru 2014 (2)
    • ►  paź 2014 (3)
    • ►  sie 2014 (1)
    • ►  lip 2014 (3)
    • ►  cze 2014 (2)
    • ►  maj 2014 (2)
    • ►  kwi 2014 (4)
    • ►  mar 2014 (7)
    • ►  lut 2014 (8)
    • ►  sty 2014 (5)
  • ►  2013 (78)
    • ►  gru 2013 (7)
    • ►  lis 2013 (4)
    • ►  paź 2013 (2)
    • ►  wrz 2013 (2)
    • ►  lip 2013 (5)
    • ►  cze 2013 (5)
    • ►  maj 2013 (2)
    • ►  kwi 2013 (4)
    • ►  mar 2013 (8)
    • ►  lut 2013 (15)
    • ►  sty 2013 (24)
  • ►  2012 (10)
    • ►  gru 2012 (10)

Obserwatorzy

Szukaj na tym blogu

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Obsługiwane przez usługę Blogger.
Ⓒ 2018 Lady Wawa. Design created with by: Brand & Blogger. All rights reserved.