Lady Wawa

Strony

  • Strona główna
  • Kontakt
  • Uroda
  • Moda
  • Rodzina

12/10/2016

Too Faced, Lip Injection Extreme - czy bezinwazyjne powiększenie ust jest możliwe?

Powiększanie ust. Marzenie wielu i zmora równie licznych. Podobno są metody na bezinwazyjne powiększenie ust. Dzisiaj sprawdzimy czy to prawda.

źródło

No dobra, mam świra na punkcie błyszczyków. Walają się po całym domu i muszę się przyznać, że nie raz, nie dwa wyrzucałam znalezione po kątach egzemplarze o których całkiem zapomniałam. Jakiś czas temu do mojej kolekcji doszły dwa błyszczyki marki Too Faced. Jeden bezbarwny a drugi w lekko różowym kolorze. Ponieważ moje zdanie jest identyczne na temat obu - ograniczę się do koloru transparentnego. 

Znalezione obrazy dla zapytania too faced

Marka Too Faced zaznacza wszędzie, że jej produkty nie są testowane na zwierzętach (chwała Bogu!). Podkreślają również, że umieją połączyć poczucie humoru i kobiecy styl glamour z innowacyjnymi i skutecznymi formułami. To się okaże :)


Lip Injection Extrême powiększa objętość ust już po pierwszej aplikacji. Składniki zawarte w formule mogą powodować delikatne uczucie szczypania, co oznacza, że Lip Injection działa!

Do jakiego rodzaju makijażu?
Rozprowadza się jak bezbarwny błyszczyk i odbija światło dla natychmiastowego blasku i efektu powiększonych ust!


Produkt kupujemy w tekturowym opakowaniu (transparentny był w biały, różowy w różowym). Opakowanie jest klasyczne - plastikowa buteleczka o pojemności  4 g ze złotą zakrętką do której przymocowany jest patyczek z gąbeczką do aplikacji. Żadnych nowości, innowacyjnych pomysłów itd. Kolor transparentny w bluetce lekko opalizuje. Niestety po nałożeniu na usta ten efekt szybko znika.


Produkt dość intensywnie, owocowo pachnie. Mnie to osobiście nie przeszkadza, chociaż na początku byłam zaskoczona. Konsystencja jest dziwna. Produktu prawnie nie widać na aplikatorze a po nałożeniu mamy wrażenie, że jest wodnisty (ale jest to tylko uczucie, bo nic nie spływa). Rozprowadza się idealnie i gładko. Łatwo o dużą precyzję aplikacji (nie wyłazi za kontur). Usta stają się nawilżone, jakby natłuszczone, nie kleją się i ładnie, naturalnie błyszczą. 


Po krótkiej chwili zaczynają mrowić i piec. To jest ten efekt na który każda z nas czeka a który bardzo szybko zanika. No i właśnie - jak to jest z tym powiększaniem? Kolor owszem - zmienia się. Usta stają się zaróżowione, jednak widocznego wpływu na wielkość warg nie zauważyłam. Może czas do okulisty,  ale jak na produkt z tej półki cenowej, to oczekiwałam znacznie więcej. Skoro mam cierpieć to chcę wiedzieć dlaczego ;) No dobra, minimalne spulchnienie może się pojawia, ale nikt poza mną tego nie zauważył.

 
   
No i jeszcze jedna ważna sprawa - po godzinie od aplikacji pocałowałam mojego synka w policzek - na jego twarzy pojawił się od razu czerwony wykwit. Nie swędział, nie bolał ale był i utrzymał się dobrą godzinę. Tak więc uważajcie z osobami z wrażliwą i skłonną do podrażnień skórą,  bo możecie nieźle schrzanić sobie randkę ;). Kolejnym minusem produktu jest...cena. Za sztukę zapłacimy w Sephorze 109 zł ! Stanowczo za dużo! Jeśli chcecie wydać więcej kasy na tego typy błyszczyk to lepiej zainwestujcie w O-Plum Smasbox-a (recenzja tutaj).

Kochane, będzie mi bardzo miło, jeśli dołączycie do mnie na Facebook-u !



Czytaj więcej »
on 12/10/2016 60
Podziel się!
Etykiety:
uroda
Nowsze posty
Starsze posty

12/05/2016

Fenomen witaminy C. Czy Perfecta obroniła swoje 10%?

Uwielbiam wysokie stężenie witaminy C w kosmetykach.  Połączenie z marką Perfeca, do której mam słabość oznaczało tylko jedno - kolejne zakupy! Skusiłam się na booster na dzień i na noc z 10% witaminą C,  wzbogacony o retinol.  Tradycyjnie na początek kilka słów ze strony producenta



Wyrównanie kolorytu, nawilżenie, odżywienie. 
Booster o wyjątkowej, ultra lekkiej konsystencji „serum to water”. Daje skórze natychmiastowe odczucie odświeżenia i lekkości. Polecany jest do pielęgnacji skóry wymagającej wyrównania kolorytu, nawilżenia i odżywienia. Stanowi doskonałą bazę pod makijaż. Rekomendowany do całorocznej, codziennej pielęgnacji każdego typu cery w każdym wieku lub jako okresowa intensywna kuracja. 



10% KOMPLEX CTH: unikalne połączenie trzech skoncentrowanych form witaminy C – lipofilowej, liposomowej i hydrofilowej C5300 oraz transporterów, SVCT-1 pobudzających transport witaminy C bezpośrednio do komórek skóry. Odpowiada za rozjaśnienie, energizację skóry i działanie antyoksydacyjne. Działa przeciwstarzeniowo, poprawia jędrność i elastyczność skóry, spłyca zmarszczki. Zwiększa syntezękolagenu i kwasu hialuronowego w skórze, a także zapobiega uszkodzeniom skóry spowodowanym przez promieniowanie UV.

RETINOL
- stabilna postać retinolu zawieszona w filmie molekularnym. Stymuluje proces odnawiania i różnicowania komórek, dzięki czemu niweluje oznaki starzenia się skóry. Działa 
przeciwzmarszczkowo i uelastyczniająco.

KWAS HIALURONOWY - wysokocząsteczkowy, doskonale wiąże wodę i utrzymuje odpowiedni poziom nawilżenia.




Produkt kupujemy w cenie około 27-28 zł za fiolkę o pojemności 15 ml. Pomarańczowe pudełeczko kryje w sobie małą, szklaną buteleczkę zakończoną niemal apteczną pipetką do pobierania kosmetyku. Wszystko, nawet samo serum jest w kolorze pomarańczowym. I myli się ten co mysi, że to ze względu na bogatą w witaminę C pomarańczę!  :) Ten dobroczynny składnik pochodzi w tym przypadku z podobno najbogatszego naturalnego źródła witaminy C - australijskiej śliwki Kakadu Plum.
W sumie więc opakowanie powinno być zielone :)


Znalezione obrazy dla zapytania Kakadu Plum
źródło

Zapach jest delikatny, kosmetyczny ale nie cytrusowy - miły dla nosa. Sam kosmetyk nabiera się w miarę wygodnie, chociaż pipetka jest w nim upierniczona i w środku i na zewnątrz. Nic to. Chłodny, mokry kosmetyk miło koi skórę, wyraźnie nawilża, uelastycznia, lekko napina...i faktycznie wyrównuje koloryt. Biorąc pod uwagę, że z moimi plamami nie wygrał nawet Cosmelan to jakikolwiek wpływ na kolor skóry uważam za wielki sukces. 


Zmarszczek nie prostuje - ale w moim wieku można to zrobić tylko w gabinecie medycyny estetycznej. Efekt odświeżenia
i rozpromienienia jest jednak zauważalny, za co daje kosmetykowi kolejny plus. Mimo niewielkich gabarytów booster jest dość wydajny. Wylewam go na siebie jak szalona a nadal jest go całkiem sporo. Prawdopodobnie dzieje się tak ze względu na dość rzadką konsystencję (ale nie za rzadką !) dzięki której kosmetyk łatwo rozprowadzić po całej twarzy nie zużywając zbyt dużej ilości. 


Używam go zarówno rano jak i wieczorem. Świetnie nadaje się pod makijaż. Nie ściąga skóry, nie zostawia żadnego filmu na jej powierzchni. Rano fajnie "budzi" skórę. Jednym słowem - super kosmetyk. Kolejnym zakupem będzie na pewno kolejna propozycja z tej serii - 20% maska do twarzy i dekoltu. Już się nie mogę doczekać!



Czytaj więcej »
on 12/05/2016 9
Podziel się!
Etykiety:
uroda
Nowsze posty
Starsze posty

10/30/2016

SMASHBOX Photo Finish Primer Water - magiczna baza. Czy jestem już glamour a moja twarz lśni efektem "glow"?

Zanim usiadłam do tego tekstu poczytałam trochę w sieci. Opinie o tym produkcje są tak entuzjastyczne, że rezygnowałam z wpisu aby dać mu drugą szansę. Dłużej jednak nie mogę, w końcu mam prawo mieć odmienne zdanie niż cały internet  ;)

SMASHBOX - taka fajna firma. W okolicach 2015 roku wypuściła na rynek kosmetyk uznawany prze wielu za ikonę. SMASHBOX Photo Finish Primer Water. Baza "Baza wygładzająca w najdelikatniejszej, najczystszej i najbardziej orzeźwiającej postaci jaką można sobie wyobrazić. Jedwabiście gładka faktura oryginału, super delikatnym wykończeniem mgiełki do twarzy nowy PRIME WATER, to baza dla każdego !!!!(źódło). 

Kiedy trafiła z moje ręce aż normalnie drżałam z emocji. Oto mam w rękach coś pokaże mi czym jest efekt "wow" i od dziś będę naprawdę glamour. Najpierw kilka słów wprowadzenia.


Produkt otrzymujemy w klasycznym czarnym kartoniku z podobizną butelki, wewnątrz znajdujemy minimalistyczną flaszeczkę z twardego plastiku, zakończoną "psikaczem". Wszystko w czaro-białej stylistyce. Płyn wewnątrz jest przejrzysty, o delikatnym, trochę dziwnym zapachu.


Fajnie, że butelka nie jest szklana (nie przepadam za tym tworzywem w łazience). Psikacz nie jest z gatunku tych w wodzie termalnej VICHY, że naciskamy, a wodny pyłek, leeeeci i leeeeci ile nam się chce. Tutaj musimy każdą porcję wydobyć kolejnym naciśnięciem pompki. Druga sprawa - płyn wydobywa się w ilościach przyzwoitych ale nie w formie pyłu a raczej wyczuwalnej mgiełki (coś jak Ziaja). 


Teoretycznie miałam prawo oczekiwać wielowymiarowego działania. W tym wygładzenia, zwiększenia trwałości makijażu, odświeżenia, nawilżenia oraz efektu "glow" na umalowanej skórze. Baza jest wolna od alkoholu, silikonów i olejów. Jest za to bogata w elektrolity - niedoceniane substancje, które dbają o to, aby nasze serce pompowało krew i dotaczało tlen do wszystkich komórek. Prawidłowe ukrwienie i dotlenienie to przecież to, co skóra lubi najbardziej! Oczywiście na tym nie koniec - więcej o działaniu elektrolitów i konsekwencjach ich niedoboru przeczytacie w mądrzejszym miejscu - serwisie Droga do siebie. W każdym razie ich obecność w kosmetyku powinna czynić go bardzo lekkim, odżywczym i niezapychającym. Czy jest tak naprawdę?


No i tu mam problem. Spryskiwałam nią twarz na wszystkie zalecane sposoby. Faktycznie daje miły efekt odświeżenia (jak wszystkie produkty tego typu). Ale nic poza tym. Może jestem za stara, może mam zbyt trwały fluid i puder, a może za suchą skórę -  ale nie zauważyłam nic poza tym. Makijaż nie trzymał mi się dłużnej (fakt, że nie mam z tym zazwyczaj problemu), nie czuję się jakoś bardziej nawilżona, nie zauważyłam efektu "glow". W ogóle nic nie zauważyłam.... Czas iść do okulisty? A może po 40-tce to już człowiekowi nic nie pomoże? Tłumaczmy to sobie jak chcemy, jednak ja nie mam zamiaru wydawać 139 zł na kolejną butelkę. Takie same wrażenia miałam po używaniu wody tonizującej Ziaja z serii Liście Zielonej Oliwki (którą polecam gorąco jeśli pracujecie w ogrzewanych i klimatyzowanych biurach). Kosztuje grosze a efekt odświeżenia i lekkiego nawilżenia moim zdaniem taki sam..... 


Trochę mnie tu ostatnio mniej, ale wróciłam na etat w mojej kochanej reklamie. Tyram więc sobie od rana do nocy i zachodzę w głowię jak znajdują czas na blogowanie mamy małych dzieci aktywne zawodowo. Chyba po nocach, bo ja nie daje rady ;).
Czytaj więcej »
on 10/30/2016 5
Podziel się!
Etykiety:
uroda
Nowsze posty
Starsze posty

9/25/2016

Lirene NO MASK fluid i serum - czy faktycznie taka perełka?

Przyznam się szczerze, że gdy dostałam opakowanie fluidu Lirene NO MASK rzuciłam go w kąt przekonana, że prędzej oddam go ciotce niż użyję. Nadszedł jednak dzień gdy muszę wejść pod stół i odszczekać głośno wszystko niepochlebne co o nim powiedziałam! Przepraszam, że zdradzam pointę na początku ale nie mogłam się doczekać ;). Miałam z marką Lirene kilka razy nie po drodze, stąd moje nastawienie. Całe szczęście pewnego dnia sięgnęłam po kurzące się opakowanie i postanowiłam chociaż sprawdzić co to jest. No i wpadłam jak śliwka w kompot. 


Tradycyjnie zacznę od tego co mówi producent. I od razu powiem...że mówi samą prawdę!

Ultralekki, długotrwały fluid No Mask zapewnia perfekcyjny i nieskazitelny wygląd cery przez cały dzień. Fluid nie zmienia koloru w czasie, nie rozmazuje się i nie brudzi ubrań.Lekka, płynna konsystencja sprawia, że fluid idealnie stapia się ze skórą, dzięki czemu makijaż wygląda świeżo i naturalnie, a skóra nie jest obciążona. Cera o wyrównanym kolorycie staje się gładka i aksamitna w dotyku. Zawarty w formule kwas hialuronowy odpowiednio nawilża skórę, w efekcie czego cera wygląda zdrowo i promiennie. Elastonyl zapewnia skórze odpowiednie napięcie oraz ochronę i regenerację.
Zadbana, piękna cera i ukryte niedoskonałości! 
Efekty potwierdzone w badaniach:*
93% naturalny wygląd makijażu, bez efektu maski
96% efekt satynowej i gładkiej cery
70% nawilżenie i wygładzenie cery
70% mniejsza widoczność zmarszczek


Bardzo ładne opakowanie. Prosty, elegancki kartonik - bez niepotrzebnych ozdobników, produkt na pierwszym miejscu. Butelka solidna, szklana, gruba ze złotą zakrętką. Bardzo mi się taki design podoba - widać, że przemyślany i spójny. Jeden mały minusik za aplikację. Butelka nie ma żadnego dozownika co czasami grozi zapaskudzeniem łazienki.


No i teraz najważniejsze - jak bardzo producent ma tym razem racje w swoich obietnicach? Ultralekki? 100%  prawda. Fluid Lirene NO MASK ma lekko wodnistą, super lekką konsystencję. Rozsmarowuje się jak leciutki krem nawilżający, można też go bezkarnie "wklepać" w skórę. Nie tworzy smug, nie podkreśla skorek i nie zbiera się w zmarszczkach (nawet pod oczami !). Nie zmienia koloru. Faktycznie jest dość trwały. Skóra po aplikacji jest nawilżona, naturalna, promienna i jakby...wypoczęta. Trochę słabo kryje - co przy moich plamach jest minusem, ale ten naturalny "look" sprawia, że wolę go niż niejeden mocno kryjący (nienawidzę mieć maski, nawet kosztem niedoskonałości). Poza tym, producent obiecuje wyrównanie kolorytu a nie krycie i tą obietnicę spełnia doskonale. 

Uwaga fotki przy oknie, bez make-up i tylko z fluidem

   


Nie wypowiem się na temat jego działania napinającego itd ponieważ używam też innych kosmetyków o podobnym działaniu. Właśnie doczytałam, że nie brudzi - potarłam koszulką po policzku i faktycznie! Koszulka czysta! To do czego ktoś mógłby się przyczepić to mały wybór kolorów. Mój to 03 - beż. Do wyboru mamy jeszcze jasny i naturalny. Druga sprawa to cena. Jeśli do tej pory wydawałyśmy 15-20 zł na fluid z niższej półki,  to podstawową cenę 37,99 możemy uznać za zbyt wysoką. Pamiętajmy jednak o zbliżającej się promocji w Rossmann i obecnej w Superpharm, które pomogą nam przetestować go w znacznie niższej cenie ;) Osobiście uważam że fluid Lirene NO MASK wart jest swojej ceny. Co więcej, myślę, że gdy tylko się skończy kupię kolejny! No dobra, pewnie kupię w Rossmannie podczas najbliższej promocji bo nie wytrzymam ;). Dziewczyny - warto!



Czytaj więcej »
on 9/25/2016 5
Podziel się!
Etykiety:
uroda
Nowsze posty
Starsze posty

9/07/2016

Silnie kryjący podkład z korektorem CLINIQUE Beyond Perfecting. 2 w 1 czy wielkie 0 ?

Jako, że jestem bardzo plamiasta, to z wielką ciekawością sięgam po wszelkie kosmetyki wybielające oraz kryjące. Tym razem "padło" na  fluid marki CLINIQUE o nazwie Beyond Perfecting. Producent twierdzi, że jest to silnie kryjący podkład i korektor w jednym. Coś specjalnie dla mnie!

 

Co jeszcze mówi producent?

Perfekcyjna cera przez cały dzień. Jednocześnie podkład i korektor, formuła 2 w 1 Beyond Perfecting łączy perfekcyjne krycie, naturalny efekt i trwałość przez 12 godzin.  Lekka, nawilżająca i oddychająca formuła zapewnia skórze komfort i wyrównany koloryt. Za pomocą aplikatora kamufluj punktowo niedoskonałości, rozetrzyj produkt na całej twarzy, aby uzyskać idealnie wyrównaną cerę. Formuła beztłuszczowa. Produkt idealny do skóry mieszanej. Formuła odporna na wysoką temperaturę i wilgoć. 


Kosmetyk otrzymujemy w butelce z grubego szkła z zakrętką zakończoną dość dużym aplikatorem. Wiem, że tego typu aplikatory mają swoich "wyznawców", ja jednak nieodmiennie bardziej sobie cenię rozprowadzanie podkładu od samego początku placami. Producent rekomenduje nakładanie punktowo i rozcieranie. W przypadku moich pokaźnych rozmiarów plam oznacza to nakładanie na całą twarz.


Konsystencja podkładu jak dla mnie jest ciut za gęsta. Pamiętajcie jednak, że jestem zdecydowaną zwolenniczką podkładów lekkich i "wodnistych". Z tego co słyszę "na mieście" to konsystencja Clinique Beyond Perfecting  jest uważana za "w sam raz". Pierwszy problem to ilość produktu potrzebna do aplikacji. Trzeba baaaaardzo uważać! Porcja fluidu jaką wykorzystuję zazwyczaj do makijażu (a nakładam raczej mniej niż więcej) sprawiła, że wyglądałam jakbym zwiała z planu filmu kostiumowego. Maska. 




I tu pojawił się drugi problem. Postanowiłam zmyć buzię i okazało się, że nie jest to specjalnie łatwe. Musiałam się namęczyć i zużyć znacznie więcej produktu do demakijażu niż zwykle. Problem oczywiście zmiesza się wprost proporcjonalnie do ilości podkładu na twarzy :)


Kolejne podejście wcale nie poprawiło mi humoru. Po pierwsze, nawet mała ilość była dla mnie nadal zbyt widoczna i sprawiała nienaturalne wrażenie (z upływem czasu było ciut lepiej, ale nie doskonale). Efekt potęgowało wyjście na słońce. Po drugie, słabo matowił. Akurat to mi nie przeszkadza, lubię nawet gdy twarz trochę się błyszczy - jednak na opakowaniu można przeczytać coś o matowym wykończeniu ;). Po trzecie, wcale jakoś spektakularnie nie krył. Jak widać na zdjęciach moje "plamiszcza" nadal widać w zbliżonym stopniu co przy zwykłych fluidach.

 

Być może większa warstwa by je zakryła, jednak wtedy nadawałabym się tylko na scenę ;) No właśnie. Myślę, że ten podkład doskonale sprawdzi się do zdjęć albo na wieczorne imprezy. Na pewno nie jest to dla mnie rozwiązanie na co dzień. 

Wiem, że niektórym dziewczynom nie przeszkadza widoczność podkładu i bardziej cenią sobie mocne krycie - jeśli do takich należysz, to możliwe że zaprzyjaźnisz się z Clinique Beyond Perfecting. Szczególnie, że z tego co widzę jest dość wydajny i faktycznie bardzo trwały (przy cerze mieszanej). Jeśli jednak lubisz makijaż lekki, naturalny, nawet kosztem małych niedoskonałości - to nie jest produkt dla Ciebie. Ostatnia cecha niezbyt pozytywna to cena - za 30 ml zapłacimy nawet 159 zł  (Sephora), tanie, np na Allegro za około 120-130 zł. Ja jestem rozczarowana. Taka marka i taka cena zaostrzyły moje oczekiwania. Podkład Clinique Beyond Perfecting im nie sprostał. Wszystkim zainteresowanym polecam skorzystanie z próbek przed zakupem! Pamiętajcie, że macie prawo poprosić o nie w perfumerii nawet jeśli nie dokonałyście żadnego  zakupu.

Znalezione obrazy dla zapytania clinique beyond perfecting sample
źródło

Czytaj więcej »
on 9/07/2016 2
Podziel się!
Etykiety:
uroda
Nowsze posty
Starsze posty

8/16/2016

Doskonałość lata 2016 - mgiełka do twarzy z filtrem 50+, czyli magiczny ANTHELIOS od LA ROCHE-POSAY

No i dla nas już   po wakacjach. W tym roku były wyjątkowo skromne :(  Na szczęście jednak Bałtyk nie był złośliwy i dał nam szansę i na opalanie i nawet na kąpiel. W spokojnym, niewielkim Jantarze woda była wyjątkowo ciepła! Z racji posiadania na twarzy paskudnych plam, unikam opalania buzi i nie rozstaję się z filtrem. Poniosło mnie jednak nieco z resztą ciała ;)



No własnie, filtry. Szczególnie te 50+ to źródło moich wakacyjnych frustracji. Albo fluid albo białe mazidło po którym wyglądam jak niedomyta gejsza. Do tej pory chodziłam wysmarowana fluidem Pharmaceris, ale na plaży ciężko jest aplikować kolejne warstwy nie wzbudzając pełnych politowania uśmiechów (co za lalka co się maluje na plaży??) i nie brudząc wszystkiego wokoło. W tym roku dokonałam jednak przełomowego odkrycia kosmetycznego !



Marka La Roche-Posay czytała w moich myślach i stworzyła produkt doskonały - ANTHELIOS XL SPF 50. W niewielkim sprayu zamknęła mgiełkę do twarzy wzbogaconą filtrem 50+. Wkładamy do torebki lekką buteleczkę (75 ml) i pryskamy kiedy tylko mamy ochotę. 


Coś jakby biała woda termalna. Na skórze pozostaje minimalny mleczny film który szybko znika (szczególnie jeśli przyłożymy chusteczkę i zdejmiemy nadmiar). 


Twarz nie klei się nadmiernie i nie zbiera całego piachu z plaży jak to bywa przy tradycyjnych kremach i olejkach. Można pokazać się ludziom i nie straszyć :) Można spokojnie biegać po plaży i nie bać się, że wieczorem poniesiemy za to karę. Ponowna aplikacja nie sprawia żadnego problemu, pod warunkiem, że nie robimy tego pod wiatr ;). Wydajność zależy od nas :). Myślę, że na tydzień nad Bałtykiem spokojnie wystarczy, jednak 2 tygodnie w Grecji może wymagać zakupienia 2 buteleczek. Dostępność,  jak to z marką La Roche-Posay ograniczona do aptek.


Cena nie należy do najniższych, bo za 75 ml zapłacimy między 40 a 46 zł. Ja kupiłabym jednak ten produkt nawet za 100 zł -  bo jest odpowiedzią na moje marzenia i kosmetyczne modlitwy. Mam nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy wycofać go kiedyś z oferty :). Polecam, polecam i jeszcze raz polecam!

+ć
Czytaj więcej »
on 8/16/2016 2
Podziel się!
Etykiety:
uroda
Nowsze posty
Starsze posty

7/23/2016

EVELINE Cosmetics MEZO PUSH - UP, czyli cycki w górę!

Z racji posiadania biustu nieco większego niż średnia krajowa, z radością sięgam po specyfiki chroniące go przed grawitacją i upływającym czasem. Uwierzcie mi - warto dbać o cycki od samego początku - później wam za to  podziękują ;). Podczas Konferencji Meet Beaty zostałam obdarowana słodko różową tubą serum do biustu. Używałam regularnie i sumiennie, więc nadszedł czas aby podzielić się opinią :).



Serum intensywnie powiększające i poprawiające strukturę biustu MEZO PUSH-UP marki Eveline Cosmetics możemy kupić niemal wszędzie i to w całkiem przyzwoitej cenie. Średnio od 18 do około 21 zł za tubę o pojemności 200 ml. Tuba jak widać jest w słodko różowym odcieniu, wykonana z miękkiego tworzywa, co ułatwia wykorzystanie do samego końca. Zamkniecie "na klik" jest porządnie wykonane, zamyka się do ostatniego dnia użytkowania i nie wyłamuje jak to czasami mają w zwyczaju. Projekt opakowania jest spójny graficznie ze wszystkimi innymi kosmetykami do ciała tej marki - żadnych niespodzianek ani nawiązań do biustu ;) Duży napis SLIM EXTREME 4D sugeruje raczej, że jest to kosmetyk odchudzający. Nie wiem jaki to miało cel, ale jak dla mnie wprowadza lekkie zamieszanie.


Kosmetyk ma jasny, baaaaaaardzo blado różowy odcień i delikatny kosmetyczny, świeży zapach. Pięknie się rozprowadza ułatwiając wykonanie zalecanego przez producenta masażu piersi. Przyzwoicie się wchłania, co jest o tyle ważne, że produkt powinnyśmy stosować dwa razy dziennie (nie martwcie się, nie poplamicie rano biustonosza). Jest też wydajny i naprawdę nie trzeba nakładać go w nadmiarze aby poczuć, że coś tam się dzieje na skórze.


Zanim napiszę, jak sprawdził się u mnie przedstawię Wam obietnice producenta ;)

Mezo Push-Up – technologia bezinwazyjnego ujędrniania zwiększa obwód biust nawet do 2,5cm
Dzięki technologii Mesotherapy Anti-Age Complex serum już po 1 aplikacji gwarantuje spektakularne rezultaty powiększenia i ujędrnienia biustu bez konieczności przeprowadzania inwazyjnego zabiegu chirurgicznego. Przeciwdziała skutkom upływającego czasu, takim jak opadanie i wiotczenie oraz pozwala na długo zachować piękny wygląd biustu.

Składniki aktywne: 
Volufiline – spektakularnie rzeźbi biust poprzez zwiększenie ilości lipidów i adipocytów. Piersi o niewielkim rozmiarze zwiększają swoją objętość, a piersi o większym rozmiarze zyskują jędrność i krągły kształt.
-PhytoCellTec – biologicznie czynne komórki macierzyste jabłoni szwajcarskiej, które uruchamiają proces szybkiego odradzania się komórek skóry i aktywnie ją odmładzają.
Pullulan – regeneruje tkanki skórne i zapobiega ich wiotczeniu, poprawia mikrokrążenie, ujędrnia i uelastycznia skórę, podnosi, napina i modeluje biust.
Kigelia Africana – ma silne działanie wypełniające i powiększające biust.
Acacia Collagen – pobudza komórki skóry do zwiększonej produkcji kolagenu. Tworzy na skórze niewidzialną mikrosiateczkę liftingującą i podtrzymującą biust. Modeluje linię biustu i daje natychmiastowy efekt push-up.
Biohyaluron complex – interdermalny kwas hialuronowy, wnika w głębokie warstwy skóry, zatrzymując w niej wodę, co wpływa na poprawę napięcia, jędrności i elastyczności skóry biustu.

Efekty działania :
- Zwiększa obwód biustu do 2,5 cm
- Przywraca jędrność – do 100%
- Modeluje i wypełnia do 97%



No cóż. Nie lubię gdy producent obiecuje cuda na kiju. Naprawdę myślą, że są kobiety które uwierzą, że cyki im po tym mazidle urosną o 2,5 cm? Ufam, że kobiety są mądrzejsze ;). Jeśli marzy wam się operacja plastyczna piersi - po ty kosmetyku nie przestanie. Niestety. Nie jest jednak tak, że jest to produkt do niczego. Po prostu producent popłynął z tymi obietnicami w krainę fantazji ;) 

Co zatem robi nasze serum cudotwórca? Po pierwsze wspomaga samokontrolę piersi. Konieczność masażu 2 razy dziennie to wspaniała  okazja do samobadania biustu. To bardzo ważna część kobiecego życia. Mimo, że często o tym zapominamy - warto mieć z tyłu głowy, że taki drobiazg może uratować nam życie. I nie panikujcie jeśli wyczujecie jakaś zmianę. Moja mama miała guzki w obu piesiach (usunięte operacyjnie) i jest zdrowa jak koń. Co więcej,  nawet nie ma widocznych blizn ;) Ja sama podczas cyklicznego usg piersi miałam wykrytą zmianę, która okazała się zwykłym tłuszczakiem. Tak więc bezkarnie miziajmy się po cyckach -  bo warto!

źródło

Druga sprawa na plus, to poprawienie gęstości i elastyczności skóry. To faktycznie serum nam zafunduje. Przy regularnym stosowaniu skóra staje się nawilżona, bardziej sprężysta i optycznie poprawia się wygląd biustu który np. lekko stracił na jakości. Oczywiście nie spodziewajmy się cudów - jednak  efekt poprawy jest zdecydowanie widoczny. Ja osobiście się z nim polubiłam, choć cycki mi nie urosły ;). Polecam posiadaczkom biustów o niewielkiej utracie jedności, przy dużych problemach efekt może nie być zadowalający. No chyba, że poprosimy partnera o wmasowanie kosmetyku ;)


Powiem wam w tajemnicy coś co wszystkie wiemy, ale ciągle zapominamy. Żeby  nasz biust był długo ładny musimy pamiętać o: dobrym staniku (zawsze!), porządnych kosmetykach które uelastycznią i nawilżą skórę (jak np serum EVELINE), dobrej postawie (żadnego garbienia się!), ćwiczeniach na biust (codziennie choć 2-3 minuty) i dbaniu aby odrobina tkanki tłuszczowej na nas została. Taka prawda, oprócz karmienia piersią największym wrogiem naszych cycków są diety odchudzające! Jeśli nie chcemy fundować sobie silikonów to czasami trzeba wybrać, czy sylwetka Chodakowskiej czy biust Pameli ;). 

A moje ulubione ćwiczenie, które możemy wykonywać wszędzie i zawsze i naprawdę daje efekty (sprawdziłam) to zwykłe naciskanie dłonią na dłoń przy uniesionych łokciach i wyprostowanych plecach  (jak na zdjęciu). Proste a gwarantuje ze daje efekty :)


źródło

Czytaj więcej »
on 7/23/2016 7
Podziel się!
Etykiety:
uroda
Nowsze posty
Starsze posty

7/01/2016

Christian BRETON - krem pod oczy zamiast Botoxu?


Znowu ruszyłam do boju z moimi zmarszczkami pod oczami. Jestem zwolenniczką medycyny estetycznej jednak wszelkie działania z użyciem igły w okolicy oka napawają mnie przerażeniem.
Dlatego nadal się marszczę i szukam sposobu jak ten defekt choć trochę złagodzić (bo w cuda nie wierzę). Krem Christian BRETON kusi igłą na pudełku i wielką kopką z napisem STOP INJECTION! No to kupiłam :)




Zacznę od tego, że jest słabo dostępny w Polsce i dość drogi. Można go kupić czasami w Douglasie lub sklepach internetowych i cena sięga średnio 160 zł (a bywa i ponad 200). Jeśli w waszym mieście są sklepy TK Maxx to warto zaglądać tam na dział kosmetyczny. Można upolować tego typu kosmetyki znacznie taniej!

Kilka słów od producenta: Christian Breton Eye Focus Active Cream - krem regenerujący o beztłuszczowej formule, która natychmiastowo wypełnia zmarszczki oraz wygładza i napina skórę na powiekach. Nawilża, odżywia, a także  wzmacnia strukturę komórek skóry.



Krem Christian BRETON Eye Focus Cream kupiłam w kartonowym, podwójnym pudełku w całości sugerującym, że zastrzyki odmładzające już nigdy nie będą mi potrzebne. Wewnątrz znalazłam miękką, elastyczną tubkę o pojemności 10 ml.


Krem nie ma wyraźnego zapachu, ma za to  kolor typowego kremu glicerynowego (półprzeźroczysty mat). Łatwo się rozprowadza i zostawia na skórze lekki, nietłusty film o takiej właśnie glicerynowej charakterystyce. Można jednak dość szybko wykonać na nim makijaż. Jest też dość wydajny.


Zużyłam całą jedną tubkę aby sprawdzić które obietnice producenta są prawdziwe. No więc nie jest dobrze. Krem lekko uelastycznia i nawilża skórę pod oczami i na powiekach. Robi to jednak w podobnym jak inne, tańsze kremy. Nie zauważyłam napięcia skóry ani absolutnie żadnego wpływu na wielkość zmarszczek. Nie mówiąc o natychmiastowym ich wypełnieniu ;). Jednym słowem jest to kolejny krem który trochę wspiera pielęgnację skóry pod oczami ale nie jest wart więcej niż 20 zł. Jeśli szukacie pomocy w walce z upływem czasu to to dzieło Christiana BRETONA sobie odpuście.



Teraz zabrałam się za testowani kremu Clinique PEP-START. Tym razem jednak zanim wydałam większą kwotę zaopatrzyłam się dużą ilość próbek na Allegro ;). Wiem, że to nieładnie ale zamiast wydawać 99 zł - wydałam 36 zł za taką sama ilość produktu (15 szt x 1 ml). Obiecuję jednak solennie, że jeśli będzie działał choć w połowie tak dobrze jak twierdzi producent kolejną porcję kupię w oryginalnym pełnowymiarowym opakowaniu!


Czytaj więcej »
on 7/01/2016 6
Podziel się!
Etykiety:
uroda
Nowsze posty
Starsze posty
Nowsze posty Starsze posty Strona główna
Subskrybuj: Posty (Atom)

Moje Social Media


O mnie

To ja, Marta. Babeczka 40+, mama Franka i najgorsza pani domu na świecie. Gdy nie zbawiam świata - badam czy kosmetyki spełniają obietnice i jak zabiegi oszukują naturę. Piszę dla przyjemności i aby ułatwić Wam wybór. Fajnie, że jesteście. KONTAKT: ladywawablog@gmail.com

Archive

  • ►  2020 (2)
    • ►  cze 2020 (1)
    • ►  mar 2020 (1)
  • ►  2019 (7)
    • ►  lis 2019 (1)
    • ►  wrz 2019 (1)
    • ►  lip 2019 (1)
    • ►  mar 2019 (1)
    • ►  lut 2019 (1)
    • ►  sty 2019 (2)
  • ►  2018 (11)
    • ►  wrz 2018 (1)
    • ►  sie 2018 (1)
    • ►  lip 2018 (1)
    • ►  cze 2018 (1)
    • ►  maj 2018 (3)
    • ►  kwi 2018 (3)
    • ►  mar 2018 (1)
  • ►  2017 (16)
    • ►  lip 2017 (1)
    • ►  cze 2017 (2)
    • ►  maj 2017 (1)
    • ►  kwi 2017 (3)
    • ►  mar 2017 (3)
    • ►  lut 2017 (2)
    • ►  sty 2017 (4)
  • ▼  2016 (17)
    • ▼  gru 2016 (2)
      • Too Faced, Lip Injection Extreme - czy bezinwazyjn...
      • Fenomen witaminy C. Czy Perfecta obroniła swoje 10%?
    • ►  paź 2016 (1)
      • SMASHBOX Photo Finish Primer Water - magiczna baza...
    • ►  wrz 2016 (2)
      • Lirene NO MASK fluid i serum - czy faktycznie taka...
      • Silnie kryjący podkład z korektorem CLINIQUE Beyon...
    • ►  sie 2016 (1)
      • Doskonałość lata 2016 - mgiełka do twarzy z filtre...
    • ►  lip 2016 (2)
      • EVELINE Cosmetics MEZO PUSH - UP, czyli cycki w górę!
      • Christian BRETON - krem pod oczy zamiast Botoxu?
    • ►  cze 2016 (1)
    • ►  maj 2016 (2)
    • ►  kwi 2016 (3)
    • ►  lut 2016 (2)
    • ►  sty 2016 (1)
  • ►  2015 (22)
    • ►  gru 2015 (2)
    • ►  lis 2015 (2)
    • ►  paź 2015 (2)
    • ►  wrz 2015 (3)
    • ►  lip 2015 (2)
    • ►  cze 2015 (1)
    • ►  maj 2015 (2)
    • ►  kwi 2015 (2)
    • ►  mar 2015 (1)
    • ►  lut 2015 (3)
    • ►  sty 2015 (2)
  • ►  2014 (37)
    • ►  gru 2014 (2)
    • ►  paź 2014 (3)
    • ►  sie 2014 (1)
    • ►  lip 2014 (3)
    • ►  cze 2014 (2)
    • ►  maj 2014 (2)
    • ►  kwi 2014 (4)
    • ►  mar 2014 (7)
    • ►  lut 2014 (8)
    • ►  sty 2014 (5)
  • ►  2013 (78)
    • ►  gru 2013 (7)
    • ►  lis 2013 (4)
    • ►  paź 2013 (2)
    • ►  wrz 2013 (2)
    • ►  lip 2013 (5)
    • ►  cze 2013 (5)
    • ►  maj 2013 (2)
    • ►  kwi 2013 (4)
    • ►  mar 2013 (8)
    • ►  lut 2013 (15)
    • ►  sty 2013 (24)
  • ►  2012 (10)
    • ►  gru 2012 (10)

Obserwatorzy

Szukaj na tym blogu

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Obsługiwane przez usługę Blogger.
Ⓒ 2018 Lady Wawa. Design created with by: Brand & Blogger. All rights reserved.