Skoro już ruszyłam temat przebarwień to muszę opowiedzieć o jeszcze jednym produkcie. Towarzyszył mi całe wakacje i został ze mną do dziś. Mowa o fluidzie ochronno-korygującym SPF 50+ marki Pharmaceris. Znalazłam go w aptece, dzięki mojej pani magister, która również walczy z plamami.
Jest to produkt przeznaczony nie tylko dla osób z tendencjami do przebarwień ale również dla tych z fotoalergiami oraz po zabiegach kosmetycznych (w tym po peelingach i laserach). Polecany jest również jako silna ochrona skóry podczas ciąży, przyjmowania leków oraz dla osób z bielactwem.
DZIAŁANIE (opis ze strony producenta) : fluid zapewnia najwyższą ochronę przed promieniowaniem słonecznym oraz skuteczną osłonę przed powstawaniem i powiększaniem sie przebarwień. Dzięki zmikronizowanym pigmentom idealnie maskuje defekty skórne zapewniając długotrwały efekt krycia, nadając skórze wyrównaną strukturę i zdrowy koloryt. Innowacyjna formuła Leukine Barrier™, o działaniu imunnostymulującym, przynosi efekt kojenia i łagodzenia podrażnień powstałych w wyniku działania czynników zewnętrznych oraz mechanicznych. Łagodzący wyciąg z lnu przywraca zaburzoną fizjologiczną równowagę skóry, wzmacnia jej barierę lipidową i wpływa na szybszą regenerację. Fluid nie obciąża skóry, nie zatyka porów oraz nie powoduje powstawania zaskórników.
![]() |
źródło |
Na dokładkę okazuje się, że nie zawiera parabenów, jest hipoalergiczny, wykazuje bardzo wysoką tolerancję i nie wysusza skóry
OK, a jak to jest w praktyce? Kosmetyk otrzymujemy w niezbyt atrakcyjnej buteleczce z tworzywa z pompką. Design ich opakowań mi się nie podoba i już. Wieje tandetą a niby jest to kosmetyk apteczny, aspirujący do tych lepszych. Prosi się o jakiś subtelniejszy "look". No i szybko się brudzi. Nie jest to jednak najważniejsze, najważniejsze żeby działał - wtedy kupię go nawet w plastikowym wiaderku z Hello Kitty ;).
Odcienie mamy do wyboru niestety tylko dwa: ivory i sand. Tak jest zazwyczaj z tego typu "kremami" ochronnymi. W tym przypadku jednak różnica w odcieniu nie jest tak drastyczna jak np u Biodermy, gdzie mamy do wyboru blade lico albo strzaskaną solarkę. Ponad to, kremy koloryzujące, SPF 50+, które miałam okazję stosować były czymś w stylu kremów BB. Owszem, miały wysoką ochronę, ale za to nic a nic nie kryły. Tutaj otrzymujemy prawdziwy fluid o średnim stopniu krycia. Kolor ivory był dla mnie zbyt jasny więc zdecydowałam się na sand.
sztuczne światło |
dzienne światło |
Faktycznie nie zostawia efektu maski, nie wysusza, łatwo się rozprowadza i nie zatyka porów. Odcień nie jest może doskonały, ale naprawdę nie ma się co czepiać. Używałam go latem i nie pojawiały się nowe plamki a stare nie ciemniały. Radził sobie dzielnie z wysiłkiem fizycznym i upałem, nie podkreślał zmarszczek ani suchych skórek. Nie mam też zastrzeżeń do trwałości na co dzień. Matuje leciutko, więc wymaga przypudrowania. Jestem bardzo, bardzo zadowolona i fluid zamieszkał na stałe w mojej kosmetyczce. W końcu nie muszę smarować paszczy najpierw mazidłem z filtrem a potem fluidem, co szczególnie w lecie jest mega uciążliwe. I wyglądam w miarę przyzwoicie ;). Po nałożeniu pudru i różu jest niemal idealnie.
przed |
po nałożeniu samego fluidu |
Cena w aptekach oscyluje wokoło 40 zł więc nie jest to jakiś super wydatek a naprawdę warto. I to było na tyle pokazywania mojej zaplamionej, nieumalowanej twarzy :) Następnym razem obrobię tyłek kolejnemu tuszowi WIBO :)