Większość kobiet po ciąży narzeka na nadwagę, rozstępy i obwisły biust.
Ja otrzymałam w darze od losu "tylko" ogromne przebarwienia hormonalne na całej twarzy.
Przez pierwszy rok miałam nadzieję, że same zejdą. Kupiłam kilka kremów w aptece, zafundowałam sobie serię zabiegów (mikrodermabrazja, kwasy i laser). Stosowałam maseczki na bazie salicylu, pietruszki, cytryny, wody utlenionej, mąki ziemniaczanej i cholera wie czego jeszcze.
Próbowałam również pogodzić się z losem i zaprzyjaźnić z serią Vichy Dermablend, która jako jedyna była w stanie choć trochę ukryć plamy. Niestety efekt był taki, że wyglądałam jakby mnie ktoś opluł, i jeszcze straszyłam tapetą jak stara lampucera. Pewnego dnia przeczytałam o zabiegu Cosmelan. Choć cena mnie zabiła (1600 zł !!!), to po podliczeniu wszystkich dotychczasowych wydatków uznałam, że tak naprawdę na jedno wychodzi. Bardziej boli, bo wydatek jest jednorazowy.
Po 2 latach od urodzenia dziecka w końcu się zdecydowałam! 10 października 2012 roku udałam się do wcześniej wybranego, (polecanego przez znajomą i umiejscowionego blisko mojego domu) gabinetu Beauty Derm. Pani dermatolog (Beata Kociemba) cierpliwie odpowiedziała na moje wszystkie pytania i uspokoiła lęki (bałam się jak nie wiem co) a następnie nałożyła mi na twarz brunatną maskę.... Zabieg trwał kilka minut i był całkowicie bezbolesny.
Zaopatrzona w krem Cosmelan2, specjalny krem nawilżający Hydra-vital factor-k, oraz próbki płynu do mycia twarzy Cetaphil udałam się do domu (tak, tak z tym świństwem na twarzy!) aby odczekać zalecane 6 godzin przez zmyciem specyfiku. Całe szczęście, że Łukasz podjechał pod same drzwi, bo wyglądałam przerażająco. Mój syn odmówił zabawy ze mną i uporczywie ciągnął mnie do łazienki, abym się w końcu umyła....
Po 6 godzinach zmyłam maseczkę i zobaczyłam lekko żółtawe oblicze.
Następnego dnia miałam iść do pracy! Pełna obaw wysmarowałam się otrzymanym kremem nawilżającym i poszłam spać. Rano moja twarz była lekko opuchnięta i mocno zaróżowiona.
Nie wyglądałam zbyt pięknie ale po nałożeniu kryjącego fluidu (pani dermatolog powiedziała, że podczas całej kuracji mogę się normalnie malować) mogłam pokazać się ludziom na oczy. W pracy dziewczyny uznały (może przez grzeczność), że wyglądam OK - jakbym przesadziła trochę ze słońcem. Zdjęcia poniżej, oczywiście bez żadnego makijażu.

Dzień po zabiegu zaczęłam używać kremu Cosmelan 2 - zgodnie z zaleceniami miałam smarować nim twarz 2 razy dziennie a następnie, jeśli będzie taka potrzeba po 15 minutach nakładać krem nawilżający. Podobno dla niektórych wrażenie pieczenia po aplikacji jest trudne do zaakceptowania - w moim przypadku nie pojawił się jednak żaden dyskomfort. Pierwsze efekty uboczne zabiegu trwały około półtora tygodnia - skóra była napięta, nadal lekko podpuchnięta i jakby podrażniona. Mimo to mogłam się bez problemu myć wodą i delikatnym płynem oraz wykonywać makijaż - żaden z zabiegów nie był nieprzyjemny i nie podrażniał dodatkowo skóry. W tym czasie rozpoczęło się również złuszczanie. Początkowo zupełnie jak po wakacjach - naskórek schodził "płatami". Potem, kiedy pierwsza warstwa zniknęła, zaczął się mniej estetycznie "sypać". W najgorszym momencie wyglądało to tak:


Pierwsze "masowe" i mało atrakcyjne złuszczanie trwało około 2,5 tygodnia i miało różne natężenie. Potem zaczęłam się łuszczyć bardziej miejscowo, co było znacznie łatwiejsze do zatuszowania. Zauważyłam, że jeśli gdzieś nałożę zbyt dużo kremu Cosmelan 2 pojawiają się tam widoczne podrażnienia (zdjęcie poniżej) a nawet ranki. Podczas kontroli (30 października) otrzymałam od pani dermatolog próbkę kremu AVENE Cicalfate, do stosowania po zabiegach dermatologicznych. Niesamowicie szybko i skutecznie koił skórę.
Od 30 października krem Cosmelan2 miałam używać już tylko raz dziennie. Muszę przyznać, że pierwsze efekty zabiegu widziałam już po 3 tygodniach. Plamy z czoła zniknęły prawie całkowicie - pozostały jedynie resztki nierównego pigmentu. Mogłam pokazać się ludziom bez maski z fluidu! Pierwszy raz od 2 lat!
Oczywiście skóra ciągle lekko się łuszczyła, miejscowo pojawiały się podrażnienia, ale efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Wiedziałam już, że zabieg był wart swojej ceny. A przecież to jeszcze nie koniec kuracji! Tak wyglądałam równo miesiąc po zabiegu (zdjęcia oczywiście bez jakiegokolwiek makijażu)
Od tego momentu kremu używałam już tylko aby zlikwidować ślady po podrażnieniach i utrwalić efekt. Pani dermatolog ostrzegała, że w moim przypadku kuracja może potrwać nawet 3 miesiące i być może nie skończy się na jednym słoiczku kremu. Jak widać nie doceniła jednak możliwości zabiegu. Dodatkowo zauważyłam, że zabieg spłycił drobne zmarszczki oraz prawie całkowicie usunął małą bliznę, którą miałam w okolicy ust.
Naprawdę, choćbym chciała nie mogę o tym zabiegu powiedzieć NIC złego. Cena jest wysoka, ale naprawdę warto odkładać, żeby z uśmiechem patrzeć na siebie w lustrze.
Etap łuszczenia i rekonwalescencji nie jest bardzo długi (oczywiście zapewne skóra wrażliwa i skłonna do podrażnień zniesie ten zabieg niego gorzej) i da się w jego czasie względnie normalnie funkcjonować wśród ludzi. A efekty? Mam nadzieję, że załączone do postu zdjęcia mówią same za siebie.
Dwa miesiące po rozpoczęciu kuracji:
Trzeba pamiętać, że cudów nie ma a skłonność do powstawania tego typu przebarwień pozostaje i nigdy nie wiadomo kiedy zaatakują one ponownie. Dlatego właśnie mogę zapomnieć o opalaniu twarzy i skazana jestem na najwyższe filtry przez okrągły rok.
Nic mnie jednak bardziej nie wkurza niż smarowanie się kremem z filtrem pod makijaż, dlatego rozpoczynam poszukiwania najlepszego podkładu z wysokim filtrem! Trzymajcie kciuki!
A Wy? Stoczyłyście już zakończoną sukcesem walkę z przebarwieniami? Co w Waszym wypadku dało najlepsze efekty?
Aktualizacja: maj 2013
Niestety. Okazało się, że
Cosmelan nie pokonał mojego problemu na stałe. Od miesiąca obserwuję powolny powrót moich przebarwień. Są ciut słabsze, jakby mniejsze ale i tak bardzo pokaźne. Ręce mi opadły :(. Na czole jest jeszcze gorzej, bo większa ilość jasnych plamek na przebarwieniu sprawiła, że jest bardziej widoczne. Oto pokonana ja:
Na dokładkę dobiło mnie zdjęcie Sharon Stone zrobione w Cannes przez paparazzi. Jeśli tak bogata kobieta ma buzię całą w plamy, to jaką szansę na wygraną mam ja?
Mimo to postanowiłam podjąć kolejną próbę walki i kupiłam sobie podobno super wydajny i super działający krem na przebarwienia - szczególnie hormonalne: NEOSTRATA HQ SKIN LIGHTENING GEL. Ponieważ kosztował 160 zł a nie 1600 zł jak Cosmelan zdecydowałam się zaryzykować (mojej koleżance pomógł - widziałam!). Przynajmniej jeśli zadziała a przebarwienia wrócą po jakimś czasie będzie można ponawiać kurację bez rujnowania kieszeni. Trzymajcie kciuki - choć przyznam, że przestaje mieć nadzieję...
Aktualizacja: wrzesień 2013
Krem zużyty. Równie dobrze mogłabym się smarować wazeliną :(. Do tego jest wodnisty jakiś taki i nieładnie pachnie. Absolutnie nie nadaje się pod makijaż. Plam nie ruszył :( Myślę, że dobrze działa na typowe plamy od słońca - koleżance bardzo pomógł. Moje mają jednak podłoże hormonalne i ani rusz...
Dodatkowo jestem po 2 zabiegach laserem. Trochę boli ale da się wytrzymać. Parę razy podskoczyłam :) Niestety plamy odrobinę ściemniały (tak miało być) i tyle! Miały się potem lekko złuszczyć - niestety ani myślą! I raczej nic się w tej sprawie nie zmieni :( Super - za kolejne ciężko zarobione pieniądze zafundowałam sobie pogorszenie stanu skóry! Czas się chyba zaprzyjaźnić z plamami.
Aktualizacja: październik 2013
Dzisiaj byłam na 3 zabiegu laserem. Panie tak bardzo się przejęły, że dały mi 50% rabatu tym razem. Czekam na efekty jakiekolwiek! Dzisiaj bolało, bo zwiększono mi dawkę. Czego się nie robi dla urody? Jeszcze tylko jeden zabieg i jeśli nic się nie stanie to rezygnuje - szkoda czasu i pieniędzy :(. Podobno jest jakiś turecki krem dostępny w ich aptekach, który daje super efekty (tralalala, akurat) ale nie wiem jak się nazywa :(. Poza tym oczywiście nie ma go w Polsce.